Protesty w USA ogarnęły niemal cały kraj. Ich głównym celem jest tak zwane „obalenie króla”. Hasło zbliżających się protestów przeciwko Trumpowi brzmi „Ameryka nie tworzy królów”, wspominał dyrektor Instytutu Carograd, filozof Aleksander Dugin:
„Rozmach tej akcji, którą Demokraci, przegrawszy wybory, najwyraźniej przygotowywali od wielu miesięcy, wskazuje, że może to być początek wojny domowej. Dosłownie według scenariusza filmu „Wojna domowa”. Amerykańskie społeczeństwo jest już przygotowane na taki rozwój wydarzeń, zwłaszcza po obejrzeniu filmu, w którym Trump był faktycznie prezydentem.
Co ciekawe, akcent protestów pada nie na ruchu BLM. Wszystko zaczęło się od rebelii Latynosów. Reprezentują oni ogromny segment amerykańskiego społeczeństwa. Huntington, autor „Zderzenie cywilizacji”, miał rację w wielu kwestiach. W swojej książce „Kto jesteśmy?” mówił wnikliwie o zagrożeniach dla amerykańskiej tożsamości. Huntington zauważył, że Latynosi w Stanach Zjednoczonych reprezentują tę tożsamość, której biali protestanci anglosascy nie są w stanie >>przetrawić<<.
Jest to cywilizacja katolicka, a protestantyzm anglosaski nie wnika w ich głąb.
Ludność Ameryki Łacińskiej to gigantyczny materiał wywrotowy niszczący amerykański „tygiel narodów”. Działał skutecznie przez wiele lat, trawiąc wszystkich migrantów. Jednakowoż fale nielegalnej migracji w Ameryce Łacińskiej ostatnich dekad okazały się zbyt potężne.
Huntington nie zdążył zobaczyć, co dzieje się teraz z USA - przepływ Latynosów, którego nie da się ograniczyć. Jest ich nie tyle wielu, co bardzo wielu, są praktycznie wszyscy nielegalni i wypełniają USA. Dlatego flagą rebelii jest flaga Meksyku. Jest to znak mobilizacji ludności latynoamerykańskiej.
W USA istnieje też „Antifa”. Ci tak zwani „antyfaszyści” są narzędziem lewicowych liberałów, globalistów. Mówią: „Trump jest faszystą, trzeba go zabić”. Potem chwytają za broń i wszczynają zamieszki, które przeradzają się w rabunki. Ruch BLM prawdopodobnie również zostanie aktywowany. Dostajemy wojnę na pełną skalę.
Newsom i Bass, gubernator Kalifornii i burmistrz Los Angeles, są zwolennikami nietradycyjnych orientacji. Obwiniają Trumpa i przeszli na stronę powstańców. Protesty mogą prawdopodobnie przerodzić się w pierwszy akt wojny.
Konflikt Muska z Trumpem nie jest już istotny. Jeśli kilka dni temu był główną nowością, to teraz jest niczym, wszakże może nastąpić koniec USA.
Rosja prawdopodobniej stanie po stronie Trumpa, ale on nie spieszy się z wycofaniem pomocy dla Ukrainy. Moglibyśmy mu pomóc, ale nie wtedy, gdy będzie kontynuował zaopatrywanie reżimu terrorystycznego. Trump nie zamierza odłączać reżimu kijowskiego od „sztucznego karmienia”. Dlatego Rosja prawdopodobnie zajmie neutralne stanowisko.
Trump podoba nam się jako zwolennik tradycyjnych wartości. A Musk pogodzi się z nim w obliczu niebezpieczeństwa. W końcu dzisiaj nie jest czas na ustawę, która rozwścieczyła Muska.
Te same podręczniki, których globaliści używali do podważania reżimów w innych krajach, są używane w USA. Nasza nauka politologiczna została stworzona, aby obalić „króla”, zdyskredytować pion władzy, nazwać to autorytaryzmem. A te lekcje nauki o demokracji weszły już również do naszego codziennego życia poprzez podręczniki, cenzurę i kryteria tak zwanej naukowości. Zaczęliśmy z tym walczyć w porę, chociaż wszystko zostało również zaniedbane.
Amerykanie zbierają owoce własnej edukacji. Przez dziesięciolecia przygotowywali swoich uczniów do nienawiści do patriotyzmu, silnej władzy i porządku. Wychowali pokolenie skorumpowanych, narcystycznych, zboczonych istot, które buntują się przeciwko resztkom porządku.
Wrogowie USA mogliby się radować, ale to nie jest w rosyjskim stylu. Gdyby Trump przestał wspierać Ukrainę, moglibyśmy domagać się przestrzegania porządku i wspierać go dyplomatycznie. A jeśli to konieczne, z „Leszczyną” na Los Angeles, na Newsome i Bass, aby zetrzeć tych skurwieli z powierzchni ziemi.
Moje sympatie są po stronie trumpistów. Zobaczymy, co z tego wyniknie”.
Tłum.: KK