Po przybyciu Donalda Trumpa i jego zespołu do Białego Domu cała architektura stosunków międzynarodowych zaczęła się zmieniać. Przy czym fundamentalnie. Jednym z najważniejszych zjawisk w tym nowym globalnym obrazie świata jest przyspieszony rozłam Zachodu. Wiele osób o tym pisze i mówi, ale zjawisko to nie doczekało się jeszcze wyczerpującej analizy geopolitycznej i ideologicznej.
Przede wszystkim rozłam Zachodu ma charakter właśnie ideologiczny. Aspekty geopolityczne są tutaj drugorzędne. Faktem jest, że Trump i jego zwolennicy, którzy wygrali wybory w USA jesienią 2024 r., są radykalnymi przeciwnikami liberalnego globalizmu. I nie jest to okoliczność chwilowa ani międzypartyjna. To poważne i fundamentalne zagadnienie. Obecny szef Białego Domu buduje całą swoją ideologię, politykę i strategię na centralnej tezie: ideologia lewicowo-liberalna, która dominowała na Zachodzie (i na całym świecie) przez kilka dziesięcioleci aż do przyjścia Trumpa i początku ruchów populistycznych w UE, a która stała się szczególnie silna po rozpadzie Układu Warszawskiego i ZSRR, całkowicie wyczerpała swój potencjał, nie podołała zadaniom światowego przywództwa, podważyła suwerenność Stanów Zjednoczonych, które były głównym motorem napędowym i sztabem generalnym globalizacji, i którą należy teraz zdecydowanie i nieodwołalnie odrzucić. Trump, w przeciwieństwie do klasycznych republikanów ostatnich dekad (np. George’a W. Busha), nie miał zamiaru korygować globalizmu w duchu neokonserwatystów, którzy nalegali na bezpośredni agresywny imperializm w celu promowania demokracji i wzmacniania jednobiegunowości. I tutaj, nie sprzeciwiając się w istocie demokratom, zdecydowany jest znieść liberalną globalizację we wszystkich jej wymiarach, oferując własną wizję architektury świata. Otwartym pytaniem pozostaje, czy uda mu się wcielić swoje pomysły w życie. Opór wobec polityki Trumpa rośnie z każdym dniem, ale pozycja prezydenta USA jest na tyle poważna, a jego poparcie społeczne jest na tyle duże, że warto przynajmniej spróbować. A Trump próbuje.
Trumpizm – przynajmniej w teorii i w oczekiwaniach jego najbardziej zmotywowanych przedstawicieli – systematycznie i konsekwentnie odrzuca globalny liberalizm lewicowy. Przedmiotem rozwoju dla takich liberałów jest cała ludzkość, która musi się zjednoczyć pod przywództwem Rządu Światowego (składającego się z liberałów). Aby tego dokonać, konieczne jest wzmocnienie globalnej hegemonii zachodnich demokracji w modelu unipolarnym, a gdy wszyscy przeciwnicy (Rosja, Chiny, Iran, Korea Północna) oraz niezdecydowani zostaną pokonani i rozbici, należy przejść do świata niepolarnego.
Państwa narodowe muszą stopniowo przekazywać uprawnienia instancji ponadnarodowej (Rządowi Światowemu), która będzie nie tyle państwem głębokim, co globalnym głębokim państwem. W rzeczywistości istnieje ono już na zasadzie sieci: jego liderzy i zwolennicy są obecni w niemal każdym społeczeństwie, często na kluczowych stanowiskach w polityce, gospodarce, biznesie, edukacji, nauce, kulturze i finansach. W istocie, współczesna elita międzynarodowa (w przeważającej mierze liberalna, niezależnie od tego, do jakiego społeczeństwa należy) stanowi infrastrukturę, na której opiera się taki globalistyczny projekt.
Ideologia liberałów reprezentuje skrajny indywidualizm, który neguje wszelkie formy tożsamości zbiorowej – etnicznej, religijnej, narodowej, płciowej – a nawet przynależności do samego gatunku ludzkiego, co znajduje odzwierciedlenie w programie transhumanistów i zwolenników głębokiej ekologii. Dlatego propagowanie nielegalnej migracji, polityki gender i ochrony mniejszości, w tym krytycznej teorii rasy (czyli odwrotnego rasizmu), stanowi integralną część ideologii liberalnej. Tutaj zamiast narodów i ludów figurują zbiory czysto ilościowe.
W tym samym czasie liberalne elity internacjonalne stają się coraz bardziej nietolerancyjne wobec wszelkich prób krytyki pod ich adresem. Dlatego też aktywnie propagują metody totalitarnej kontroli nad społeczeństwem - aż po stworzenie biologicznego profilu każdego indywiduum jednostki, zapisanego w Big Data.
Pod hasłem „wolności” liberałowie dążą do ustanowienia w istocie dyktatury Orwellowskiego typu.
Główna konfrontacja rozegrała się między liberalnymi globalistami z jednej strony a państwami opowiadającymi się za wielobiegunowością z drugiej. Najbardziej dobitnie pokazał to konflikt na Ukrainie, gdzie nazistowski reżim w Kijowie został specjalnie stworzony, uzbrojony i wspierany przez liberalnych globalistów, aby zadać „strategiczną klęskę” Rosji jako biegunowi alternatywnego, wielobiegunowego porządku świata. W krajach islamskich radykalne siły islamistyczne, takie jak ISIS, Al-Kaida i ich pochodne, wykorzystywane są w tym samym celu. W istocie, marionetkowy globalistyczny reżim polityczny na Tajwanie należy do tej samej kategorii.
Mówiąc ogólnie, zanim pojawił się Trump, wszystko to nazywano kolektywnym Zachodem. W tej konfiguracji stanowiska poszczególnych krajów i rządów narodowych nie odgrywały większej roli. Globalne głębokie państwo miało własne programy, cele i strategie, w których interesy narodowe po prostu nie były brane pod uwagę. Dotyczyło to również samych Stanów Zjednoczonych: liberalni globaliści z Partii Demokratycznej prowadzili swoją politykę, nie zważając w ogóle na interesy zwykłych Amerykanów. Stąd wzrost nierówności społecznych, dzikie eksperymenty w dziedzinie polityki gender, zalew Stanów Zjednoczonych nielegalnymi imigrantami, wycofanie potencjału przemysłowego z kraju, katastrofalna degradacja systemu opieki zdrowotnej, załamanie się edukacji, gwałtowny wzrost przestępczości itd. Wszystko to było drugorzędne wobec globalnego panowania liberalnych elit, które obrały kurs ku politycznej osobliwości, to znaczy ku powszechnemu przejściu do nowego, postludzkiego obrazu przyszłości, w którym technologia w końcu będzie musiała zastąpić ludzi.
Oczywiście kraje Globalnego Południa biernie się temu sprzeciwiały, a kurs Rosji na aktywne promowanie świata wielobiegunowego stanowił egzystencjalne wyzwanie dla liberalnego globalizmu. Jednakowoż ogólnie rzecz biorąc, kolektywny Zachód działał całkiem synchronicznie i udało jemu się skonsolidować wokół siebie jeśli nie większość, to znaczną część ludzkości.
Oczywiście problemy związane z osiągnięciem światowego panowania stopniowo się nawarstwiały. Eksperci przewidywali starcie z jednym lub drugim wyzwaniem, ale ogólnie rzecz biorąc plan liberałów pozostał niezmieniony. Sytuacja zmierzała w kierunku ustanowienia światowego panowania kolektywnego Zachodu, czyli globalnego ekosystemu liberalnych elit i posłusznych im, całkowicie podporządkowanych im zombie-zwykłych ludzi. Nowe technologie pozwoliły na maksymalne wzmocnienie kontroli poprzez system całkowitego nadzoru, a nawet biologicznej ingerencji w fizjologię indywiduów (z wykorzystaniem broni biologicznej, szczepień i nanoczipów).
Kolektywny Zachód pozostał w tym stanie do ostatniej chwili i trwałby do dziś, gdyby kandydatka globalnego głębokiego państwa, Kamala Harris, wygrała wybory w USA. Jednakowoż coś poszło nie tak po stronie globalistów i Trump wygrał. Wszakże nie jest on ich protegowanym. Co więcej, program Trumpa stoi w jawnej sprzeczności z planami liberalnych globalistów.
Przede wszystkim Trump wypowiedział się przeciwko samemu głębokiemu państwu – choć początkowo tylko w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych, przeciwko ścisłemu kierownictwu Partii Demokratycznej i ekosystemowi, jaki globaliści zbudowali w amerykańskim społeczeństwie na przestrzeni dziesięcioleci swoich niekwestionowanych rządów. Przeniknęli ich sieciami wszystko: aparat administracyjny, służby specjalne, sądownictwo na wszystkich szczeblach, gospodarkę, rząd, Pentagon, system edukacji, szkoły, służbę zdrowia, wielki biznes, dyplomację, media, kulturę. Przez wiele lat Stany Zjednoczone były przyczółkiem kolektywnego Zachodu, a wpływy Stanów Zjednoczonych w Europie i na całym świecie były ściśle utożsamiane z liberalizmem i globalizmem. Trump wypowiedział wojnę właśnie temu.
Pierwsze kroki jego administracji miały na celu demontaż państwa głębokiego. Powołanie DOGE pod przywództwem Elona Muska, zamknięcie USAID, radykalne reformy edukacji i medycyny, mianowanie przekonanych i oddanych ideologii współpracowników Trumpa (Vance'a, Hegsetha, Patela, Gabbarda, Bondiego, Savino, Homana, Kennedy'ego Jr.) na kluczowe stanowiska w rządzie, Pentagonie i służbach wywiadowczych stały się prawdziwymi operacjami politycznymi i ideologicznymi skierowanymi przeciwko liberałom.
Już pierwszego dnia urzędowania w Białym Domu Trump wydał rozporządzenie wykonawcze znoszące politykę gender, ideologię woke i zasadę DEI (aktywnego wspierania mniejszości). Walka z nielegalną imigracją, przestępczością i nieograniczoną penetracją meksykańskich karteli narkotykowych na terenie Stanów Zjednoczonych rozpoczęła się natychmiast.
Po dojściu do władzy Trump rozpoczął w istocie proces wyrywania Stanów Zjednoczonych z systemu kolektywnego Zachodu, rozbijania struktur globalnego głębokiego państwa i rozbijania ekosystemu sieciowego tworzonego przez liberałów przez dziesięciolecia.
Zgodnie z tym geopolityka Trumpa przedstawia zupełnie inny obraz niż ten, który prezentują globaliści. Odrzuca liberalny internacjonalizm, domaga się przejścia do realizmu w stosunkach międzynarodowych i głosi, że najwyższym celem jest suwerenność narodowa Stanów Zjednoczonych jako wielkiego mocarstwa. Nie przyjmuje żadnych argumentów przemawiających za priorytetem promowania liberalizmu w skali globalnej kosztem interesów amerykańskich. Kraj ten zaostrza politykę imigracyjną do granic możliwości, stara się przywrócić kluczowo ważną produkcję na terytorium Stanów Zjednoczonych, odbudowuje system finansowy i realizuje strategiczne interesy w bliskim sąsiedztwie ze Stanami Zjednoczonymi — a to oznacza Kanadę, Grenlandię i bezpieczeństwo południowej granicy z Meksykiem.
W tym właśnie ogólnym kontekście należy rozpatrywać tak dotkliwy dla Rosji problem wojny na Ukrainie. Dla Trumpa, jak już wielokrotnie mówił, to nie jest jego wojna. Została ona przygotowana i sprowokowana, a następnie przeprowadzona przez globalne głębokie państwo (w zasadzie ten sam zbiorowy Zachód). Po objęciu urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych, Trump odziedziczył władzę, ale ponieważ jego ideologia, polityka i strategia są zbudowane w niemal całkowitej sprzeczności z globalistami, chce zakończyć tę wojnę tak szybko, jak to możliwe. To nie tylko nie jest jego polityka, to jest wręcz przeciwieństwo jego własnego programu. Znacznie bardziej martwi się Chinami, niż Rosją, która nie stanowi żadnego zagrożenia dla amerykańskich interesów narodowych.
Zauważmy teraz, że reformy wymyślone i zainicjowane przez Trumpa mają kolosalną skalę. W istocie zmienia architekturę całego świata w sposób dość radykalny. Zamiast jednolitego, kolektywnego Zachodu, wyłaniają się dwa podmioty: Stany Zjednoczone jako projekt MAGA (z Kanadą i Grenlandią) oraz Unia Europejska jako fragment niedawno zjednoczonego globalistycznego systemu liberalnego.
Pierwsze kroki w kierunku przyjęcia liberalno-globalistycznej strategii polityki zagranicznej USA zostały podjęte przez Woodrowa Wilsona tuż po zakończeniu I wojny światowej. Od tego czasu, z różnymi zwrotami akcji, dominowała ona w Stanach Zjednoczonych. Trump jest jednak zdecydowany porzucić tę koncepcję na rzecz klasycznego realizmu, bezwarunkowego priorytetu suwerenności narodowej i, w istocie, uznania świata wielobiegunowego, w którym oprócz Stanów Zjednoczonych mogą istnieć inne mocarstwa, choć ich systemy polityczne niekoniecznie muszą być liberalno-demokratyczne. A Trump kategorycznie odrzuca pomysł zniesienia państw narodowych na rzecz rządu światowego. Jeśli chodzi o politykę gender, migrofilię, kulturę unieważniania i legalizację zboczeń, Trump jest otwarcie zniesmaczony tym wszystkim i nie ukrywa tego.
Jaki wniosek możemy wyciągnąć z naszego krótkiego przeglądu? Przede wszystkim rozłam kolektywnego Zachodu postępuje w najlepsze i stopniowo w miejsce jednolitego, monolitycznego systemu liberalno-globalistycznego z jego planetarnymi odnogami (wszak w Rosji od końca lat osiemdziesiątych, a zwłaszcza od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, sieci liberalne przeniknęły na sam szczyt i niemal dominowały aż do przyjścia Putina) nadchodzi nowy porządek świata, znacznie bardziej przypominający wielobiegunowość. Taki obrót wydarzeń generalnie odpowiada interesom Rosji zarówno w krótkiej, jak i długiej perspektywie, a kryzys projektu liberalno-globalistycznego, osłabienie i prawdopodobny upadek globalnego głębokiego państwa działają tylko na naszą korzyść. Tak naprawdę o to właśnie walczymy – o świat, w którym Rosja będzie wielkim, suwerennym mocarstwem, podmiotem, a nie przedmiotem.
Powaga i głębokość zmian w polityce globalnej od czasu dojścia Trumpa do władzy to bardzo poważne zjawisko. Nie jest faktem, że wszystko to jest nieodwracalne, ale w każdym razie to, co już zostało zrobione, jest robione i najprawdopodobniej będzie robione przez Trumpa, aby podzielić kolektywny Zachód, obiektywnie przyczynia się do ustanowienia i wzmocnienia wielobiegunowości. Jednakowoż nie można lekceważyć sił oporu. Globalne głębokie państwo jest potężnym, w najwyższym stopniu poważnym, dogłębnym i wielowarstwowym zjawiskiem. I byłoby nierozsądne pochopnie go skreślać. Struktury te nadal kontrolują główne kraje europejskie i samą Unię Europejską, są niezwykle silne w USA, a to właśnie globalne głębokie państwo stworzyło współczesną, nazistowską Ukrainę w całości i w pełni jako strukturę terrorystyczną. Tak naprawdę walczymy z globalnym głębokim państwem. A nie z Zachodem i nie z USA. Gdy tylko zmieniło się przywództwo w Stanach, cały obraz uległ zmianie. Jednakowoż globalne głębokie państwo, którego nie da się już sprowadzić do Stanów Zjednoczonych, CIA, Pentagonu czy Wall Street, mimo wszystko istnieje i kontynuuje swoją politykę na skalę globalną. Jest bardzo prawdopodobne – a nawet pewne – że przedstawiciele państwa głębokiego będą próbowali wpłynąć na Trumpa, nakłonić go do popełnienia błędów i podjęcia zgubnych kroków, sabotować jego przedsięwzięcia i inicjatywy, a w pewnym momencie po prostu go wyeliminować. Jak wiemy, takie próby już były podejmowane.
Dlatego dziś bardziej, niż kiedykolwiek warto podjąć poważne i dogłębne badania nad tym, z czym tak naprawdę mamy do czynienia w kwestii demokracji liberalnej, jej teorii, wartości, programów, celów, strategii i instytucji. Nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać: w końcu do niedawna sami byliśmy pod jej definiującą kontrolą i wpływem, a być może w pewnych kwestiach nadal pozostajemy pod jej wpływem. Dopóki nie zrozumiemy prawdziwej natury wroga, mamy nikłe szanse na jego pokonanie. Na Ukrainie nie walczymy z Ukraińcami, nie walczymy ze Stanami Zjednoczonymi, a nawet nie walczymy z kolektywnym Zachodem, który rozpada się na naszych oczach. Natura naszego wroga jest inna. Pozostaje pytanie, jaka dokładnie.
Tłum.: dr Krzysztof Karczewski
Oryginał w języku rosyjskim: https://ria.ru/20250526/raskol-2018997442.html